Szanuj pracę innych - jeżeli chcesz skopiować teksty podaj źródło : http://zywoty.yolasite.com w innym wypadku kopiowanie jest zabronione ! MIESIĄC SZÓSTY. CZERWIEC - IUNIUS. 1 czerwca. ŻYWOT JOZUEGO, SYNA NUNA który lud Boży wprowadził do ziemi obiecanej. Wybrany z ksiąg Mojżeszowych i z ksiąg jego. Jozue, z pokolenia Efraim, sługą był i najpierwszym sprawcą i hetmanem Mojżeszowym, rzeczy, spraw i postępków jego najwięcej nad innych świadomy. Był wielkim człowiekiem, pełnym Ducha Bożego i wiary, i cnotami wszelkiemi ozdobionym, który i mądrości Boskiej z onej skrzyni, to jest z Mojżesza, wiele wyczerpał i żywota jego świętego uprzejmym był naśladowcą. Jego na pierwszą wojnę przeciw Amalechitom wyprawił Mojżesz, na której on ręką i mieczem, a Mojżesz modlitwą i krzyżem, to jest rąk na krzyż podniesieniem walcząc, starli moc nieprzyjacielską, siłą Onego, który tak za nas rozpięty na drzewie być miał. Ten Jozue był między onymi dwunastu szpiegami, którzy naprzód ziemię obiecaną z rozkazania Mojżeszowego oglądali, jaka jest, co za ludzie, co za obrona, co za żyzność i urodzaje ma. A gdy inni towarzysze jego, wróciwszy się, złą myśl ludziom uczynili, mówiąc: Olbrzymi są w tej ziemi, którą nam obiecał Bóg, ludzie waleczni, pożyć się nam nie dadzą; miasta mają murami otoczone aż do nieba, ziemia nieszczęśliwa, pożerająca obywateli swoich. I przywiedli oną fałszywą sprawą lud Boży do tego, iż rozpaczywszy w nieodmienne i prawdziwe obietnice Boskie, wrócić się do Egiptu (z wielką krzywdą czci Boskiej i zgubą swoją) chcieli. Tedy Jozue sam się z jednym Kalebem zastawił przeciw onym towarzyszom bojaźliwym, i mówił do ludu śmiało: Ziemia, którąśmy widzieli a którą nam Pan Bóg obiecał, bardzo jest dobra i obfita, za pomocą Pańską wprowadzeni do niej będziem, jest opływająca mlekiem i miodem. Nie chciejcie się sprzeciwić Panu Bogu i rozpaczać w moc i prawdę Jego, nie bójcie się ludzi tamtych, jako chleb tak ich pojemy; nie mają dobrej sprawy między sobą, a z nami jest Pan Bóg, który nas sprawuje i rządzi. To były słowa wielkiej wiary w Bogu i nadziei pełne, tego mężnego Jozuego. Na które gdy lud dbać nie chciał, tem(u) jest skaran, iż żaden z nich, którzy widzieli cuda Boskie w Egipcie, jako ich Pan Bóg wielką mocą wywiódł, nie wszedł do obiecanej ziemi (ścierwy ich na puszczy są pogrzebione, a dzieciom ich ziścił Pan Bóg obietnice swoje), okrom tego Jezuego i Kaleba, którzy weszli do ziemi onej, iż uprzejmie Panu Bogu wierzyli, a od prawdy i mocy Jego żadną się trudnością odrazić nie dali. A wiedząc Mojżesz, iż i sam do ziemi onej wnijść i ludu Bożego wprowadzić nie miał (bo ziemia ona znaczyła pokój wieczny i ojczyznę naszą w niebie, do której nas Zakon i Mojżesz wprowadzić nie mógł, jedno ten Jezus, którego Jozue znaczył i imię na sobie nosił), chcąc niewdzięcznym onym i po śmierci dobrze czynić i miłość im ojcowską pokazać, czasu jednego umawiał się tak Mojżesz z Panem Bogiem: Gdyżeś mnie tem pokarał, miły Panie, iż oglądać onej ziemi nie mogę, proszę Ciebie. Pana wszystkiego stworzenia, opatrz ten lud przełożonym i wodzem, któryby wychodził i wchodził przed nim i prowadził go, aby nie był lud Boży jako owce bez pasterza. Na to mu Pan Bóg rzekł: Weźmij Jozuego, syna Nina, męża, w którym jest Duch Boży, i włóż rękę twoją nań i postawisz go przed Elenzarem kapłanem i przed wszystkim ludem, i nauczysz go przed wszystkimi, jako się sprawować ma, i dasz mu część chwały twej, aby mu wszystek zbór synów izraelskich posłuszny był; i gdy co czynić będzie miał, niech zań Eleazar kapłan poradzi się Pana, i na kapłańskie słowo Jozue i lud wszystek z nim wychodzić będzie i wchodzić. I tak uczynił Mojżesz: postawił po sobie tego potomka, zdając mu posłuszeństwo ludu wszystkiego, a żeby też on sam kapłanowi posłuszny był, czyniąc tak, jako go z porady i woli Bożej nauczy. Gdy tedy Mojżesz zebran jest do ojców swoich, Jozue świadom dobrze będąc, co Mojżesz na onym urzędzie i przełozeńsłwie ucierpiał i jako niegdyś na nim narzekał, bał się wstąpić na tak ciężką i trudną zwierzchność. I drżąc na one wielkie ciężary, które przełożony nosić musi, posilony był od Pana Boga temi słowy: Jakom był z Mojżeszem, który wszystkie trudności około sprawowania ludu tego wytrwał i zwyciężył, tak też będę i z tobą, nie opuszczę cię i nie zostawię w tych trudnościach; posilajże się a bądź mężem mocnym, ty masz dzielić ziemię, którą'm ojcom twoim obiecał, a póki żyw będziesz, nikt się wam sprzeciwić nie będzie mógł, jedno zachowaj się tak, jako cię nauczył Mojżesz; i Zakon pełniąc, nie uwódź się ani w lewo, ani w prawo, abyś zrozumiał sprawy swe; księgi Zakonu Bożego niech z ust twoich nie wychodzą, rozmyślaj w nich we dnie i w nocy, abyś wszystkiego, co jest napisane, przestrzegał; i tak prościć drogi twoje i rozumieć sprawy twe będziesz, jakie są. Nie bójże się, Ja tobie to rozkazuję, nie bój się, Pan z tobą, Bóg twój, we wszystkiem, co jedno poczniesz. O, jako pocieszne słowa! Oby to wszyscy przełożeni zrozumieli, jako jest trudna i ciężka rzecz na urzędzie chrześcijańskim siedzieć, żeby się go wżdy bać a nań się nie wdzierać umieli, a gdy na nim Pan Bóg posadzi, żeby dobrą myśl i powodzenie w tem położyli, gdy wedle Zakonu Bożego i nauki kapłańskiej lud swój w pobożności sprawują. Wtenczas, gdy Pana Boga, który im panowanie podaje, słuchają, z nieprzyjaciół zwycięstwo a u poddanych posłuszeństwo mają, bo gdy oni Boga się boją a woli Jego słuchają i Zakon Jego pełnią, każdy się ich też nieprzyjaciel bać, i niżsi i poddani słuchać ich muszą; ale gdy się oni Boga nie boją, a najwyższego swego Króla nad królami nie słuchają, nie dziw jest, iż się im ludzie takimi, jakimi się oni Panu Bogu, stawią. Tak posilony Jozue, naprzód wyprawił szpiegów do ziemi nieprzyjacielskiej, którzy przechowani u nierządnicy Raab w Jerychu, pierwszem mieście ziemi chananejskiej, dali mu sprawę, iż lud on był strwożony i upadłego serca, słysząc co się stało Egiptowi i Faraonowi, jako Pan Bóg dla nich osuszył morze, a jako dwóch królów (Sehona i Oga) na onej stronie Jordanu wygubili. Tedy Jozue ciągnąć już w ziemię ludziom kazał. A iż rzeka wielka Jordan przeszkadzała, prosił Pana Boga, aby On sam mocy swej użył a nauczył go, jako on lud, którego było do bitwy po sześćkroć stotysięcy, a dzieci i niewiast bez liczby, przeprawić miał. Pan Bóg, który się być z nim obiecał, uczynił mu dziwny most albo przechód. Kazał Lewitom skrzynię oną służby Bożej nieść i stanąć z nią na brzegu rzeki. Skoro Lewici nogi maczać poczęli, wnet w rzece woda płynąca wgórę wstępować jako wielka góra, którą było z dalekich miast widać, poczęła, a ta, co była na dole, zbiegła; i ukazała się goła. sucha ziemia. I pokazał Pan Bóg przedziwną moc swoją, i przeszli wszyscy suchą nogą rzekę oną. A woda się zgóry pomału spuściła i napełniła rowy i brzegi swoje jako pierwej. o dziwna mocy Boska, której jest wszystko stworzenie powolne i zmienia naturę swoją, gdy On każe! O niewypowiedziana Opatrzności Boska nad tymi, którzy Mu usługują! Jaka i moc była skrzyni onej póki stała na dnie rzeki Jordanu, póty wody zalać jej nie śmiały. O czem gdy królowie ziemi onej, którą osiąść a onych wygubić mieli, sprawę wzięli, bardzo się przelękli. A Jozue lud on przeprawiony do wojny przyprawując, od Zakonu Bożego i nabożeństwa począł: wszystkich obrzezać (bo oni, co się na puszczy przez lat czterdzieści rodzili, nieobrzezarli byli) wedle prawa Bożego rozkazał, aby to, co się Bogu nie podobało, oddaliwszy od siebie, pomoc Boską na nieprzyjaciół swych mieć od Niego mogli. Bo trudno zwalczyć nieprzyjaciela, gdy z Boga nie mamy przyjaciela. Sam się też Jozue na modlitwie Panu Bogu korząc, gdy wyszedł w pola miasta Jerycha, i przeglądając miejsce do oblężenia, ukazał mu się mąż, stojący przeciw niemu z gołym mieczem. A Jozue mniemając, by to był jaki człowiek, mężnem sercem puścił się do niego i pytał: Jesteś nasz, czyliś nieprzyjacielski? A on mu rzekł: Nie jestem nieprzyjaciel, alem jest książę wojska Pańskiego, i tum przyszedł. Był to, jako Doktorowie mówią, Michał święty, stróż najwyższy i obrońca kościelny, dany na pomoc im i na opanowanie ziemi onej. A Jozue pokłonił się aż do ziemi, mówiąc: Cóż Pan mój rozkazuje słudze swemu? Odpowie: Zdejm buty z nóg twoich. bo miejsce, na którem stoisz, święte jest, to jest, dane na mie-szkanie ludu Bożego poświęconego, z którego się już bałwochwalstwo i mieszkanie diabelskie wykorzenić ma. I tak uczynił Jozue, i tam z pokorą chwaląc imię Boskie, był bardzo pocieszon, iż wiedział, ze Pan Bóg posłał swego anioła, który miał wojsko jego prowadzić. Na ten czas już, skoro skusił lud Boży pożytków i rodzajów ziemi, manna im ona usłała, i dalej jej nigdy nie mieli. Najpierwsze pograniczne miasto w ziemi onej było Jerycho, dobrze obronne i obmurowane, które zdobywać chcąc, czego ręką nie mogli, to służbą Boską i nabożeństwem a czczeniem onej arki albo skrzyni Pańskiej sprawili. Bo na każdy dzień raz obchodząc z nią, i czyniąc piękną, cichą i nabożną procesję, z kapłanami w kościelne ubiory ubranymi, obchodząc one mury przez sześć dni, siódmego dnia oznajmił Jozue, iż wziąć miasto mieli. I uczynił obwołany wyrok, aby korzyść miasta onego, jako pierwsza z ręki Boskiej, wszystka szła na Pana Boga, a nikt z niej pożytku sobie nie czynił, aby się na wszystek obóz grzech nie obalił. Złoto, srebro, miedź, Żelazo, wszystko się do skarbu Pańskiego kościelnego obrócić ma, a nikogoż żywić (powiada) nie będziecie. Raab nierządnica żywa być ma wraz z tymi, którzy się z nią w dom jej zamkną. Gdy tedy siódmego dnia ze skrzynią oną obchodzili mury, kazał Jozue kapłanom w trąby kościelne uderzyć i trąbić, a ludziom wszystkim okrzyk uczynić i wołać. I wnet mury wszystkie zaraz (o dziwna mocy Boska!) około miasta upadły, i szedł każdy w miasto wolnie tern miejscem, przeciw któremu stał. I wybili wszystko, od męża do niewiasty, od dzieci do starych i do bydła; i wypalili miasto ze wszystkiem, co tam byto, okrom złota, srebra, miedzi i żelaza, które na kościół albo przybytek Pański poświęcili. I przeklął Jozue miasto ono. Tedy poznali, iż Pan Bóg był z Jozuem, i sława jego rozeszła się po wszystkiej ziemi. Lecz synowie izraelscy przestąpili rozkazanie i ukradli to, co spalone albo Bogu ofiarowane być miało; a jeden się taki, Achan, syn Charmi z pokolenia Judy, znalazł. I rozgniewał się Pan Bóg na wszystkich, tak iż się im wnet wojna nie szczęściła, bo od miasta Raj, które wziąć chcieli, odgromieni są, i uciekając, trzydziestu i sześciu ludzi między sobą stracili. Tedy się wszystek lud Boży przeląkł, a Jozue, rozdzierając szaty swe, padł na twarz przed skrzynią Bożą z innymi star-szymi, i posypywali głowy swe prochem. I modlił się Jozue, mówiąc: Panie, czemuś nas przez Jordan przeprowadził, oto nas już zgładzą z ziemi, a Twojego imienia cześć i sława gdzie będzie? I usłyszał głos Boży: Wstań, nie leż twarzą na ziemi, oto lud zgrzeszył i przestąpił przykazanie moje; ukradli, skłamali i schowali pod ziemię rzecz zakazaną. Nie będzie się mógł lud ukazać nieprzyjaciołom swoim, i owszem uciekać przed nimi będzie, póki pomazany jest, a klątwę na sobie noszą: a póki nie zgubicie tego, który grzech ten uczynił, poty z wami nie będę. Wstańże, a poświęć lud, a powiedz im to, iż klątwa i przekleństwo jest między nimi. Tedy Jozue dopytał się o Achana i rzekł mu: Synu miły, daj cześć Panu Bogu izraelskiemu, a spowiadaj się i powiedz, coś uczynił, nic nie taj przede mną. A on rzekł: Zgrzeszyłem ja Panu Bogu, tak a takem uczynił; widziałem płaszcz piękny, szkarłatny, srebra dwieście funtów, i laskę złotą pięćdziesiąt funtów, i pożądałem tego, i ukradłszy, zagrzebałem w ziemi; tam a tam to znajdziecie. Tedy wziąć Jozue nietylko ono, co ukradł, ale i synów i córki jego, woły, osty i namiot, i wszystko naczynie jego, i ukamienować go ludowi wszystkiemu, a to, co jego było, ogniem zgubić rozkazał. I mówił Jozue: Sfrasowateś nas, niechże cię też dziś Bóg sfrasuje. Potem Jozue w nocy zasadził lud jeden z tyłu tajemnie u miasta onego Hab u którego byli porażeni, a sam z drugiej strony jawnie przyciągnął. I wytoczył się król miasta onego przeciw nim z wojskiem swoim. A Jozue ustępować i jakoby uciekać kazał. A gdy ich za sobą daleko od miasta odwiódł, oni z tyłu przybiegli i wzięli miasto, i zapaliwszy je, wtył nieprzyjaciołom uderzyli. A Jozne zawrócił swoich, co w rzeczy uciekali, i spotkać się kazał. Gdy tedy z obu stron mieli co czynić, wszyscy zbici są, miasto spalone i król żywy pojmany jest. A Jozue wzniósłszy tarczę swoją, nie spuszczał ręki, aż wszyscy zabici są; i zginęło ich dwanaście tysięcy. Po tej bitwie wygranej postawił Jozue ołtarz na górze Hebal, wedle rozkazania Mojżeszowego, i ofiary na nim czyniąc, gdy około skrzyni lud wszystek stał, przed kapłanami między górą Hebal i między górą Garyzym, błogosławił ludziom Jozue, i czytał im Zakon i obietnice Bożego błogosławieństwa, jeśli będą dobrzy, i pogróżki przekleństwa, jeśli będą źli a woli Boskiej niepowolni. I gdy słuchali wszyscy z niewiastami i dziatkami, postawił im, jako kazał Mojżesz, błogosławieństwo na górze Hebal a przekleństwo na górze Garyzym, aby się jednego bali, a drugiego chwycili, biorąc już dzierżawę obiecanej ziemi na służbę Bożą i czynienie woli Jego. Słysząc o zwycięstwie onem królowie chananejscy, zbierali się w kupę z wojskami swemi, chcąc się bronić. Ale Gabaohczycy chytro o zdrowiu swern sobie poradzili, bo wyprawili posłów do Jozuego w złych sukniach, w zdartych butach i z suchym chlebem, pokoju prosząc. Jozue im powiedział: Jeśliście tu bliscy a obywatele tej ziemi, nam od Boga danej, pokoju z wami czynić nie możem, bo wszystka nam dana jest od Pana Boga naszego. A oni mówili: Żeśmy są z dalekiej strony, otośmy już na drodze zdarli szaty i buty, patrzcie, jaki suchy chleb mamy i twardy, któryśmy świeży z domu wzięli. I nie radząc się Pana Boga, uwierzył im Jozue i starszy ludu, i poprzysięgli im pokój. A nazajutrz ciągnąc, dowiedzieli się, iż Gabaon bliskie im już było miasto. Przyzwał po-słów onych Jozue, mówiąc: Czemuście nas oszukali? A oni rzekli: Szło nam o gardła nasze, bo wiemy, iż wam Pan Bóg zwycięstwo wszędzie da, tak jako dał nad innymi w Egipcie i za Jordanem. Tedy Jozue i lud, przysięgi łamać nie chcąc, gardłem ich darowali; ale i potomstwo ich na posługę kościelną Jozue oddał, aby drwa rąbali i wodę na służbę Bożą nosili, na czem oni radzi przestali. Słysząc królowie chananejscy, iż się Gabaonici poddali Jozuemu, zebrali się na nich i zdobywać ich, obległszy ich, chcieli. I przyciągnęło pięciu królów pod miasto Gabaon. Nie omieszkał im na pomoc Jozue; nocą ciągnąc, uderzył na one wojska niezliczone i rozgromił wszystkich, i poraził ich Pan Bóg klęską wielką. A gdy uciekali, Pan Bóg puścił na nich deszcz z wielkiego kamienia, tak iż ich więcej poległo od kamienia niżli od miecza. A iż jeszcze gonić było a gubić ich potrzeba, a dzień się krócił, rzekł Jozue: Słońce, nie ruszaj się, i miesiącu, stój! I stanęło słońce i miesiąc, aż się lud pomścił nad nieprzyjaciółmi swoimi. I stanęło słońce w pół nieba, a do zachodu się nie pokwapiło przez jeden dzień, gdyż Pan Bóg usłuchał głosu ludzkiego a walczył za Izraelem. Mało co ich do miast obronnych uciekło, a pięciu królów zataiło się w jednej jaskini, z której wywleczonych Jozue pogubił. I miast wiele wzięli i stracili wszystkich obywateli, a z wojska izraelskiego ani jeden nie zginął. Czwartą bitwę zwiódł z drugimi królami, którzy się także skupili mocną ręką i z wielkiemi wojskami przeciw ludowi Bożemu u wody Merom I poraził ich wielką liczbę, i koniom ich żyły podrzezal a wozy ich popalił. In summa, wszystką ziemię posiadł mieczem, a wytracił lud w niej mieszkający, bo tak byli zatwardziałego serca, iż pokoju prosić nie chcieli i żadnego miłosierdzia godni nie byli. To Pan Bóg uczynił za grzechy ich, iż wieszczby, czary, burty stroili, i dziatki swe diabłom ofiarowali, i krew ich rozlewali, i wszetecznie w cielesności i niesprawiedliwości żyli, nie słuchając Pana ani służąc Temu, który ich stworzył i który uczynił niebo i ziemię, i Zakon im przyrodzony na sercu napisał. Długo czekał Pan Bóg, a na zgubę się ich nie kwapił, aż się skończyły i dostały grzechy ich nieznośne. I dał Pan Bóg pokój Jozuemu i ludowi swemu w okolicy od wszystkich narodów, i żaden się im nieprzyjaciel sprzeciwić nie śmiał, ale wszyscy pod moc ich podbici są, tak iż ani jednego słowa nie było, któregoby mu Pan Bóg nie spełnił; wszystko im, co obiecał, rzeczą samą ziścił. A dawszy dzielnicę ziemi każdemu pokoleniu, onych, któ-rzy już byli wzięli części swe z onej strony Jordanu, to jest. Rubenitów, Gadytów i połowicę Manassytów, puścił do domu, bo ci, zostawiwszy żony, dzieci i bydło, szli na oną wodę za Jordan z bracią swoją. I rozpuszczając ich, mówił: Wróćcie się do ziemi dzierżawy waszej, którą wam dał Mojżesz, sługa Boży, za Jordanem; jedno strzeżcie a uczynkiem wypełniajcie Zakon Boży, a miłujcie Pana Boga waszego, a chowajcie rozkazanie Jego we wszystkich sprawach waszych; stójcie przy Nim a służcie Mu z całego serca i z całej duszy waszej. I błogosławiąc im, puścił ich. I wyszli z wielką korzyścią złota, srebra, miedzi, żelaza i szat rozmaitych. Idąc, na pamiątkę wojny onej zbudowali nad Jordanem bardzo wielki ołtarz. Czego gdy się dowiedzieli bracia ich, synowie izraelscy, zjechawszy się wszyscy do Sylo w kupę, aby na nich jako na nieprzyjaciół jechali, wszakże ich pierwej przez posłów przestrzegli, śląc do nich Fineasa, syna Eleazara kapłana, i dziesięciu panów z nim, i wskazując im te słowa: Co to za przestępstwo wasze czemuście opuścili Pana Boga a zbudowaliście sobie ołtarz świętokradzki, dzieląc się od służby Jego? Wyście dziś zgrzeszyli przeciw Panu, a jutro na wszystek lud izraelski gniew Jego się oburzy. Jeśli ziemia wasza się wam nie podoba, przenieście się do ziemi naszej, w której jest przybytek Pański, a mieszkajcie między nami; tylko żebyście się od Boga i od naszej społeczności nie dzielili, budując sobie inny ołtarz nad ołtarz Pański. On Achan sam przestąpił przykazanie Boże, a na wszystkich się gniew Boży zwalił; a to on sam jeden człowiek był. Boże, by był sam jeden zginął! Tak się sobie innego byli o to bardzo zafrasowali, iż mniemali, aby kościoła, innego ołtarza i innej wiary, a zatem i innego Boga szukali, a od nich się jako heretycy dzielić chcieli. I zrozumieli, gdyby ich byli sami o to nie karali, że ich wszystkich samych Pan Bóg karać miał o rozerwanie jed-ności świętej, która się najwięcej Panu Bogu podoba i która się jedną wiarą, jedną nauką, jednym najwyższym kapłanem i jednym ołtarzem wiąże i trzyma. Oby dziś w to pilnie i z bojaźnią wejrzeli panowie, i ci, którym Kościół i rzeczpospolita zlecona jest, jako cierpiąc rozerwanie takie i nie krócąc go, gdy mogą, sami karani będą i zgubę swoją z takich niezgód rozerwania i wicia wiar i ołtarzy uczają. Lecz się im one troje pokolenia dobrze sprawiło, iż ołtarz on nie na ofiary żadne, ale na samą pamiątkę potomków uczynili, mówiąc: Nie daj Boże, abyśmy innego ołtarza szukać mieli, okrom Pańskiego, który jest zbudowany w przybytku Jego. To było wszystko mądrością i ostrożnością Jozuego uspokojone, aby zgoda i miłość i wiara jedna trwała. A już bardzo stary będąc i bliski śmierci, zwołał do siebie lud wszystek do Sychem, i bojąc się, aby po jego śmierci Pana Boga swego, który ich wywiódł z Egiptu, nie zapomnieli, chciał ich testamentem swym utwierdzić, obwiązać i przysięgą przymierze umocnić. I pierwej doznawając statku ich, mówił: Oto wam spełnił Pan Bóg wszystko, co obiecał: dał wam ziemię gotową, na którąście nie robili, dał wam miasta i domy, którycheście nie budowali, dał wam winnice i oliwniki, którycheście nie szczepili; bójcież się i czcijcie Pana, a służcie Mu całem sercem i prawdziwem, i wyrzućcie bogi, którym służyli przodkowie wasi w Mezopotamji i w Egipcie, a służcie Panu swemu. A jeśli się wam to źle być zda, abyście służyli Panu, oto dziś sobie obierajcie to, co się wam podoba, komu służyć macie bogom czy Panu, a ja i dom mój Panu służyć będziem. A lud wszystek krzyknął: Nie daj Boże, abyśmy Pana opuścić mieli; Pan Bóg nasz tak wiele nam dobrodziejstwa uczynił, tak wiele cudów nam swoich na naszą obronę pokazał, Jemu służyć będziem, bo On sam jest Bóg nasz. A Jozue rzekł: Namyślcie się dobrze, nie możecie wy temu Panu służyć, bo Pan jest święty, mocny i żarliwy o cześć swoją, nie przepuści złościom waszym; a jeśli Go opuścicie a obrócicie się do cudzych bogów, obróci się i pokarze was i pogubi, chociaż wam pierwej dobrze czynił. A oni znowu krzyknęli: Nie będzie to tak, jako mówisz, ale Panu służyć będziem. Gdy ich tedy tak kusił, doświadczyć chciał on ich statku • i obietnicy, i uczynił przymierze i przysięgą mocno ich związał, aby się nie skłaniali do innych bogów, i nauczył ich, jako się zachować i sądzić mieli. I położył na znak przymierza ich z Bogiem wielki kamień pod dębem, aby się kiedy nie zaparli i nie skłamali Panu Bogu swemu. I odprawił ich do domu, a sam też potem poszedł do ojców swych i umarł. Żył Jozue sto i dziesięć lat, pochowali go na dzierżawie jego Tannatore. I służył lud izraelski Panu Bogu po wszystkie czasy żywota Jozuego i starców, którzy widzieli sprawy Boskie, które czynił z ludem swym, bo długo żywi byli. Kości też Józefowe, które byli z Egiptu wynieśli, pochowali w Sychem. Za królowania Boga w Trójcy jedynego, któremu cześć bez końca na wieki wieków. Amen. 2 czerwca. MĘCZEŃSTWO Ś. PIOTRA EGZORCYSTY ALBO ZAKLINACZA ; Marcellina kapłana, i Erazmusa biskupa, Artemjusza i Kandydy, żony jego, i innych. Pisany w księgach męczeńskich Kościoła rzymskiego z starodawna, i od Damaza papieża, Beda, Usuarda i Adona (Surins Tom. 3). - Żyli około roku Pańskiego 280. Łaska Zbawiciela naszego, która się na wytrwaniu mę-czenników doznała, tak daleko zaszła, iż i domowników swych wiernych ukoronowała i prześladowników ich z piekielnych zamków wyrwała. Gdy w Rzymie Piotr egzorcysta (to jest, urząd zaklinania czartów w Kościele sprawujący) od pogaństwa pojmany i wielokroć biczowany, w ciemnem bardzo więzieniu siedział, a stróż więźniów Artemjusz nad córeczką swoją, w której się bardzo kochał, od djabła srodze opętaną, płakał, rzekł mu Piotr: Słuchaj mej rady, Artemjuszu, uwierz w Pana Jezusa jedynego Syna Bożego, który jest Zbawicielem wszyst-kich weń wierzących, bo jeśli prawdziwie uwierzysz, wnet córka twoja zdrowa będzie. Odpowiedział Artemjusz: Dziwuję się niemądrej radzie twojej; chociaż ty w Chrystusa wierzysz i dla Niego tak wiele karania i plag i więzienie cierpisz, a wżdy wybawion być od Niego nie możesz; a mnie, gdybych weń uwierzył, wybawienie córki mej obiecujesz? Rzekł Piotr: Może mnie wybawić Pan mój Jezus Chrystus i z więzienia i z każ-dego udręczenia, ale nie chce przeszkodzić zapłacie mojej; chce, abych w tern doczesnem cierpieniu wiek mój skończył, aby mnie wieczną chwałą po śmierci obdarzył. Rzecze Artemjusz: Uczyńże tak, zamknę cię ostrożniej i mocniej niż teraz, jeśli cię twój Chrystus z więzienia wybawi, ja weń uwierzę, ale tak, jeśli córkę moją zleczoną ujrzę. Piotr święty trochę się śmiejąc, rzekł: Naprawi-li się tern niedowiar-stwo twoje? Odpowie: Uwierzę zaprawdę, jeśli tak będzie. Rzekł Piotr: Idź do domu a zgotuj mi gospodę; nikt mnie nie rozwiąże, ani mi otworzy, ani mnie powiedzie, a przyjdę do ciebie w imię Pana mego Jezusa Chrystusa, i dotykać się mnie i rozmawiać ze mną będziesz; a to się stanie nie dla niedo-wiarstwa twego, ale na pokazanie Bóstwa Chrystusa, Pana mego. Na to Artemjusz, głową trzęsąc, rzekł: Człowiek ten z wielkiej nędzy szaleje i mówi lada co. I szedłszy do domu, powiadał oną rozmowę swoją z Piotrem żonie swej Kandydzie, która rzekła: Dziwuję się, iż tego szalonym zwać śmiesz, który tobie i córce twej dobrze życzy i obiecuje; a długoZ tego czekać ka-zał? Dziś, odpowie. Rzekła: Uczyni-li to, pewnie Chrystus jest prawdziwym Bogiem. Odpowie Artemjusz: Przykre mi głupstwo twoje; by sami z nieba bogowie przyszli i sam Ju-piter, tedy go nie wyzwolą ani mu otworzą. A gdy to rozmawiali, a słońce zaszło, owo Piotr święty stanął we drzwiach przed Artemjuszem i żoną jego Kandydą, w białych szatach krzyż w ręku trzymający. Padli zaraz oboje na ziemię, wołając: Zaprawdę wszechmocny jest Bóg Chrystus! A Paulina, córka ich, wnet wolną od szatana została i padła także do nóg Piotrowych, a czart z niej wychodząc, wołał, mó-wiąc: Moc Chrystusowa, która w tobie jest, Piotrze, związała mnie i wygnała od panny. I uwierzyli w Chrystusa, i sami i wszyscy domownicy ich. A sąsiedzi się dowiedzieli o onem ich weselu, i naszło się w dom Artemjuszów około trzysta osób mężczyzn, a niewiast jeszcze więcej, i wszyscy wołali: Niemasz nad Chrystusa, Boga Wszechmogącego! — bo w ich oczach zarazem Piotr święty czartów wyganiał z ciał ludzkich, i niemocnych uzdrawiał. I gdy wszyscy oni się zeszli, chrze-ścijanami być pragnęli. Poszedł Piotr ś. i przyzwał Marcellina kapłana, który wszystkich w domu Artemjuszowym ochrzcił. I szedł potem Ar-temjusz do więźniów, mówiąc bn: Kto chce w Chrystusa uwie-rzyć, idź wolno, gdzie chce, a przyjdź w dom mój i zostań chrześcijaninem. I tak uczynili wszyscy. W tym czasie sędzia okrutny Serenus zachorzał, i choroba jego dała czas świętym onym nowoochrzczonym przez dni czterdzieści, iż się w Za-konie Bożym za nauką Piotra i Marcellina przyćwiczyli. Potem przyszedł pisarz do Artemjusza, rozkazując, aby tej nocy z więź-niami wszystkimi był gotów a do sądu ich stawił. A on wszyst-kich ochrzczonych więźniów ręce całował, mówiąc: Kto chce, pójdź na męczeństwo, pójdź śmiało, a kto woli uchodzić, niech idzie bezpiecznie. A o pianiu kurów w nocy Serenus do sądu zasiadł, przed którego przyzwany Artemjusz, rzekł: Piotr, egzor-cysta chrześcijański, któregoście zmęczonego i napoly umarłego chować w więzieniu kazali, w imię Boga swego więźniów wszystkich rozwiązał, drzwi wszystkie otworzył, i uczyniwszy ich chrześcijanami, puścił ich wolno, gdzie kto chciał, sam tylko z Marcellinem kapłanem wynijść nie chciał. Tedy Serenus roz-gniewany, kazał Artemjusza kijami ołowianemi bić i do wię-zienia go wrzucić. A przyzwawszy Piotra i Marcellina, rzekł im: Ciszejby z wami katowie postępowali, byście nabożeństwo swoje opuścili, a gdybyście byli więźniów, o ztoczyństwo ob-winionych, nie wypuszczali. Rzekł Marcellinus: Człowiek póty grzechy na sobie ma, póki w Chrystusa nie wierzy, ale skoro uwierzy, oczyszczony od grzechów, najwyższego Boga się sy-nem staje. Gdy to wyrzekł, kazał go sędzia poszyjkować i bić go pięściami. A gdy się sprawowali katowie oni, kazał Marcellina od Piotra odłączyć a wieść go do wieży, i tam go na skoru-pach szklanych nagiego i związanego położyli, i światłość mu i pokarm odjęli. A do Piotra rzekł Serenus: Już cię palić nie będę ani żelazami targać, ale cię jutro u słupa przywiążę i bestjom cię pożreć dam, jeśli dziś ofiary bogom nie uczynisz. A Piotr ś. rzekł: Dziwuję się, iż cię Serenem, to jest świetnym zowią, a tyś jest szpetny i ciemny; a będąc człowiekiem śmier-telnym, chcesz z nas nieśmiertelną wiarę, która na duszy chrze-ścijańskiej króluje, temi srogiemi mękami wystraszyć, i świę-tego kapłana Marcellina śmiałeś kazać pięściami bić i w takie ciężkie więzienie posadzić; a tyś go miał pokornie prosić, aby on ciebie z niewierności grzechów rozwiązał. Onej się z męki tej weseli, ale ty wiecznie płakać będziesz. Gdy to rzekł, wieść go do ciemnicy i mocno mu w kłodzie nogi ścisnąć kazał. Gdy tak osobno siedzieli, ukazał się anioł Boży Marcelli-nowi, i oblókł go w jego szaty i rzekł: Pójdż za mną. I wpro-wadził go do Piotra, i rozwiązawszy też Piotra, obom kazał iść za sobą. I przyszli do domu onego, gdzie wszyscy ochrzczeni modły czynili do Boga. I rzekł im anioł, aby przez siedm dni pokrzepiali wiernych i nauczali, a potem się Serenowi namiest-nikowi stawili. Nazajutrz straż powie sędziemu, iż onych dwu więźniów niemasz. I przyzwał sędzia Arłemjusza, i Kandydę żonę, i Paulinę córkę jego, chcąc aby ofiary czynili. A gdy nie chcieli, wywiedziono ich drogą Aurelijską, i kamieniami ich przywalić w pieczarach albo dziurach ziemnych rozkazał. A gdy ich wiedziono na śmierć, tam w onem miejscu zebrali się chrze-ścijanie z Piotrem i Marcellinem, aby Mszy Marcellinowej w onych pieczarach słuchali, bo się tam chrześcijanie kryli; których ujrzawszy urzędnicy i oprawcy, widząc iż ich wielka kupa, uciekać poczęli. A młodsi chrześcijanie dogonili ich i słowy piękneini do wiary świętej namawiali. Ale gdy wie-rzyć nie chcieli, zatrzymał ich lud tak długo, a się Marcellinus ze Mszą i rzeczami Boskiemi odprawił. I kazał kapłan chrze-ścijanom iść do domu. A uczyniwszy Marcellinus i Piotr milczenie, rzekł do onych urzędników, którzy wierzyć nie chcieli: Otośmy mogli wam zle uczynić, a nie uczyniliśmy; otośmy mogli z rąk waszych Arteinjusza, i Kandydę żonę i córkę jego Paulinę wyzwolić, a nie wyzwoliliśmy; oto i teraz na woli naszej jest, iść gdzie chcemy, a jednak za pomocą Bożą i tego nie uczynim. Cóż wy mówicie na to? A oni porwawszy Artemjusza, mieczem go ścięli, a Kandydę i Paulinę na szyję w doły one wepchnęli i kamieniami a cegłami zawalili. A Marcellina kapłana i Piotra egzorcystę związali opak za ręce i do drzewa przypięli, dając o nich znać sędziemu Serenowi, który ich do Czarnego lasu (który dziś już dla nich Białym lasem zowią) zaprowadzić i tam ściąć kazał, aby o nich chrześcijanie wiedzieli. Gdy w poł onego lasu weszli, sami święci dwaj męczen-nicy chróst i rózgi i ciernie rękoma swemi czyścili, czyniąc miejsce do ścięcia szyj swoich. I modląc się a całując jeden drugiego, szyje ściągnęli i głowy ścięte położyli. Ten co ich ścinał, świadczył, iż ich dusze z ciał wychodzące widział, jako panny kosztownie i bogato przybrane, w jasnem bardzo odzieniu, które aniołowie rękoma swemi podnosili i wgórę z weseleni prowadzili. Tego czasu Lucylla i Fermina, pobożne chrześcijanki, po-winowate Ś. Tyburcjusza (który zacnością senatorskiego rodu na ziemi był wielki, ale męczeństwem jest w niebie większym) przy grobie brata swego z miłości wielkiej ku niemu siedziały, I tam sobie komórkę zbudowawszy, w nocy i we dnie prze-mieszkiwały. Tym dwom niewiastom ukazał się Tyburcjusz wespołek z Marcellinem i Piotrem, dając im znać o ciałach swych w Czarnym lesie, aby je stamtąd wzięły i wedle Ty-burejusza w pieczarach położyły; co one z ochotą uczyniły z dwoma akolitami Kościoła rzymskiego. O tein wszystkiem sprawę miał Damazy, jeszcze będący małem pacholęciem i czy-telnikiem kościelnym, od tego, który ich ścinał. Który gdy po-tem papieżem został, na grobie tych dwóch świętych wiersze uczynił, w których tę historię zamyka, iż od tego, który ich ścinał, tę miał sprawę, gdy jeszcze był maluczkim. Zwano tego żołnierza Doroteuszem, i za biskupa Juliusza, inż starym będąc, jawną czynił pokutę a ludziom wszystkim dzieje te oznajmił; i przyszedł do miłosierdzia Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje z Ojcem i z Duchem świętym na wieki wieków. Amen. 3 czerwca. ŻYWOT Ś. DUNSTANA, ARCYBISKUPA KANTUARYJSKIEGO pisany od Usberna albo Osberta, mnicha tegoż. kościoła (Tritemius de virls Mustr. Ord. S. Bened. Ub. 3 cap. 221). — żył około roku Pańskiego 960. Dunstanus z ojca Herstana, zacnego w Anglii domu, je-szcze w żywocie matki swej Chynedrydy od Pana Boga na osobną świątobliwość żywotni i oświecenie wiela ludzi obrany byt. Bo gdy matka jego, już blisko porodzenia będąc, w dzień Gromnic albo Oczyszczenia Bogarodzicy, w kościele tejże Panny Marii w Glaskonji z onym ludem Bożym Panu Bogu za on światu wszystkiemu zbawienny płód podziękowała, a swój Mu grzeszny też polecała, wszystkie świece zaraz cudownie u wszy-stkich ludzi pogasły. Na co gdy się wszyscy ludzie zejrzeli i zdziwili, ukazał się na świecy Chynedrydy nowy ogień, z któ-rego potem wszyscy świece swoje zapalili. To tak wykładali, jako się to potem skutkiem pokazało, iż syna powić miała, który wielką świecą w Kościele Bożym ku pomocy zbawienia ludzkiego być miał. Rodzice, skoro do rozumu przyszedł, w tymże kościele Panny Czystej w Glaskonji Panu Bogu go ofiarowali, gdzie mąż jeden nieznajomy, wziąwszy ono dziecię za rękę, wodził je po kościele, mówiąc: Pobuduje i rozszerzy kościół ten na pozyskanie wiem a ludzi, którzy albo się z młodu Bogu oddadzą, albo dostali z grzechów powstaną. Czemu się dziwując rodzice, dziecię ono przy kościele i przy szkole onej zostawili, już go do domu nie biorąc. Prędko się na nim ono proroctwo ziściło. Młodziuchnym będąc, osobliwą skłonność ku służbie Bożej, modlitwie i nabożeństwu, w pokorze i posłuszeństwie wszyst-kim pokazywał. A skoro trochę podrósł, za upominaniem ro-dziców klerykiem został, świece w kościele zapalał, wodę i wino do Mszy gotował, czytał, śpiewał dzienne i nocne godziny. Igrzysk się i zabaw młodzieńczych wiarował, a gdy go do tego pobudzali, wymawiał się, mówiąc: Trzeba na jutro przejrzeć, co się w kościele czytać i śpiewać ma. Największe jego ko-chanie było w czytaniu i rozmyślaniu Pisma świętego, ażeby z Bogiem zawsze się jednoczył i o Nim nigdy myśleć nie prze-stał. I tem grzechów się wiarował, a Panu Bogu więcej i wszy-stkim ludziom miły zostawał. Dla lepszego ćwiczenia za wolą rodziców swoich udał się do stryja swego Atelma, arcybiskupa kantuaryjskiego, u któ-rego się w rzeczy duchowne wprawował, i był od niego kró-lowi Etelstanowi zalecon, przy którego dworze się nieco bawił-. Dla uwiarowania próżnowania, które grzechy mnoży, mial też wiele ręcznych rzemiosł: pięknie pisał, i malował na drzewie, srebrze i złocie, i na żelazie rysował, tak dobrze, iż było ku podziwieniu. Muzykę też dobrze umiał, i na niektórych instru-mentach ku rozmnożeniu nabożeństwa i wdzięczniejszemu roz-myślaniu rzeczy niebieskich, grywał. A ku wszystkim będąc ludzki, rozmowny, uczynny, u wszystkich wielką przyjaźń miał. Lecz nie zeszło i na zazdrościwych obmówcach, którzy go u dworu i u samego króla jako za czarownika, iż tak wiele umiał, odnosili, i tak serce królewskie i wicia ludzi dworskich ku niemu wzwaśnili, iż uchodzić musiał. I jechał do powino-watego swego Elfega, uwetańskiego biskupa. Na tej drodze nieprzyjaciele jego, oni dworscy ludzie, za-stąpiwszy mu, srodze go zbili i w błoto wtłukli, i pewnieby go byli zabili, gdyby go był sam Pan Bóg nie obroni!. Bo zprędka psów się srogich z bliskiej wsi kupa zebrała, i tak obskoczyli, kąsając nieprzyjaciół jego, iż uciekać a Ś. Dunstana w błocie odbieżeć musieli, którego potem ze wsi onej ludzie wywlekli i opatrzyli. Dziękował za to nawiedzenie Panu Bogu, o pomście żadnej nie myślał. A przyszedłszy do biskupa El-fega, usłyszał radę Chrystusową, w której go namawiał, aby wszystko opuściwszy, co świat ma i obiecuje, zakonnikiem zo-stał. Na co się on na przodku ociągał, mając jeszcze wolę niejaką do ożenienia (acz słysząc święte słowa biskupa onego, z myśli już małżeństwo wypuszczał). I popędzi/ go Pan Bóg do dobrego: przypuścił nań niemoc i febrę wielką, w której on czując rękę Bożą, świata się zarzekł i mnichem być Panu Bogu ślubował. I przychodząc ku sobie, narzekał na siebie, iż go tak do rzeczy, zbawieniu pomocnej, rychłej gorączka cie-lesna przywiodła, niźli on ogień miłości, który przyszedł Chry-stus na ziemi zapalać. I szedłszy do biskupa, oznajmił mu wolę swoją, prosząc, aby mu za złe nie miał, iż nie zaraz na jego świętą radę myśli skłonił, z czego Elfegus był bardzo ucieszony. Został tedy bez omieszkania mnichem, wszystko dla Pana Jezusa opuszczając, a w ubóstwie, czystości i umar-twieniu ciała i żądzy świeckiej, wszystkie swe skarby i ćwi-czenia pokładając. I został potem po stopniach duchowieństwa kapłanem. A po długiem w służbie Bożej przebyciu, szedł do onego kościoła Panny Maili w Glaskonji, w którym światłość wiary przyjął, i przy nim maluczką sobie chałupkę zbudował, jedno okienkę uczyniwszy, w której się modlił, czytał i ręczną robotę odprawował, i ludziom radą duchowną i ręką, kto go jedno prosi/ o jakiej roboty oprawę, służył. Raz czart w osobie ludz-kiej coś do niego przyniósł oprawiać; on porzuciwszy inną ro-botę, oną °prawować począł. I obaczy, a ono z onego męża raz niewiasta, drugi raz dziecię. Poznał czarta; i milcząc, roz-palił kleszcze gorąco, i wyrwawszy je z ognia, uchwycił niemi czarta za nos i ściskał i trzymał, a czart wrzeszczał i wydzie-rał się. I wydarłszy się, biegał po mieście, walając: On zły człowiek łysy, miasto jałmużny nos mi upalił. Ludzie mu po-wiedzieli ono osławienie, ale im ś. Dunstanus oznajmił czar-towską zdradę. W onej komórce wielce ludzkiemu zbawieniu pomocny był, i siła się do niego ludzi, którzy świat opuścić chcieli, zbiegało. Jedna pani Elsynga, królewska mamka, mienie wszystko swoje i ruchome rzeczy, do jego szafunku zapisała, z którego 449 on, i z tego, co nań po rodzicach bogatych spadło, imiona wielkie klasztorowi onego miejsca w Glaskonji, który budować miał, oddał, a innych dalszych pięć klasztorów z własnej ma-jętności fundował. Rosła jego świątobliwości sława u wszyst-kich tak dalece, iż król angielski Edmundus z wielką czują so-bie poń posłał i prosił, aby jemu w sprawowaniu królestwa i poddanych pomocnym był. Użyć się dał mąż święty, dla czci Bożej rozszerzenia i pomocy zbawienia ludzkiego. I nic król bez jego rady ani sądził, ani czynił, ani dawał. I wszystko szło z wielką sławą królewską i czcią Boską, i pomnożeniem zbawienia ludzkiego i dobrem rzeczypospolitej. Bodła ta rzecz bardzo czarta, iż grzechu u dworu ubywało; i naprawił nań obmówców kłamliwych do ucha królewskiego, tak bardzo, iż go z dworu z zelżywością wygnać śmiał. A czasu jednego będąc król Edmundus na łowach, bieżał za jeleniem na skałę, na której jeleń, nadbieżawszy na przykre i głębokie do spadnięcia miejsce, spadł i rozbił się na małe części; psy się także pozabijały, a koń pod królem rozbiezany na onoz miejsce przybiegał, a utrzymać się nie dał. Obaczył król bliską a pewną śmierć, wspomniał w sercu Pana Boga i jaką krzywdę uczynił ś. Dunstanowi, i wnet ślubował w sercu przed Bogiem wszystko jemu nagrodzić; i wnet koń jakoby go wrył, tuż nad miejscem przepaści stanął. Podziękował król Panu Bogu, a do domu przyjechawszy, oznajmił to radzie swej, i z wielką czcią przyzwał do siebie ś. Dunstana, i padłszy do nóg jego, przeprosił go. A na znak wiecznej przyjaźni z nim darował mu Glaskonję, i wsi okoliczne, i imiona bogate, aby tam wedle swego zdania klasztory i mnichów swych fundował. Podziękował mąż święty, i znowu on kościół Panny Marii, przy którym się urodził i był wychowany, szeroko pobudował, i taki klasztor założył, z takiem dobrem ćwiczeniem i fundamentem cnót duchownych, i w tak wielkiej liczbie ludzi bogomyślnych, iż z niego na biskupstwa we wszystkiej Anglji ludzi przez długi czas brano, tak iż z jego szkoły wiara święta i cnoty chrze-ścijańskie po wszystkiej Anglji zakwitnęły. I spełniło się pro-roctwo w młodości jego uczynione. W tym klasztorze sam był długo opatem, a jednak kró-lowie radą jego królestwo sprawowali, i on przy ich dworze, pilnując pobożności, spraw i postępków chrześcijańskich, prze-mieszkiwał. Miewał wielkie od czartów naigrawania, tak iż mu się widomie ukazywali, grozili, w modlitwie i dobrych uczynkach przeszkadzali. Raz ukazał mu się na modlitwie jako wielki a srogi niedźwiedź, paszczękę naft rozdzierając. A on kij, który nosił, porwał i uderzył go i gonił, bijąc tak długo, aż mu się kij na trzy części złamał. A gdy czart znik-nął, rzekł: Przyjdźże drugi raz, znajdzie na cię Dunstanus lepszy kij i miększy, który się nie tak rychło złamie. I dostawszy kija mocnego, na wierzchu wen wprawił w srebro kość albo ząb Ś. Jędrzeja, i onym kijem płoszył djabłów, gdy mu nie-pokoje czynili. Gdy nastał na królestwo Edwinus, młody a uporny i rady dobrej nie słuchający, odjechał z dworu Dunstanus i przyjechał zasię na dzień jego koronacji. Po której gdy u stołu z królem biskupi, opaci i panowie świeccy siedzieli, król z za stołu w koronie prędko od panów wyskoczył, i szedłszy na pokój z jedną panią, acz rodu zacnego, ale do wszeteczeństwa po-pędliwą, i z córką jej siedział. Czem się panowie obruszywszy, prosili Odona, arcybiskupa kantuaryjskiego, aby po króla posłał, żeby go do panów przywiedziono, i, by dobrze nie chciał, przy-ciągniono. Na takie poselstwo każdy się wymawiał, aż arcy-biskup rozkazał ś. Dunstanowi, aby szedł po króla a przywiódł go. On z posłuszeństwa, iż najwyższy kapłan kazał, szedł na pokój jego; i znalazłszy go między matką i córką siedzącego, zgromił oną niewstydliwą niewiastę i brzydził się wszetecz-nością jej, a królowi poszeptał, aby szedł do stołu a panów tak nie odchodził. On gdy się ociągał, ś. Dunstanus włożył nan koronę, i za rękę go wziąwszy, do panów prowadził. Nie-wiasta ona rozjadła, grozić mu i lżyć go językiem swoim po-częła. I dosyć temu wkrótce uczyniła, bo przywiodła do tego króla młodego, iż klasztor jego w Glaskonji najechać, i wszy-stko wybrać, mnichów rozpędzić i samego z ziemi wywołać kazał. I gdy uchodził Dunsłanus, wszetecznica za nim posłała, aby jej głowę jego przyniesiono, ale z Opatrzności Boskiej już był na okręt wsiadł i na morze się puścił. I przypłynąwszy do Flandrji, w Gandawie jako wygnany mieszkał. Tam jednego czasu na modlitwie miał takie widzenie: śpiewał wedle zwyczaju nieszpory z bracią w Glaskonji, i gdy przyszło do antyfony na Alagnificat do onych słów: Czemuście obmawiali słowa prawdy — i to wyśpiewawszy, wszyscy za-milkli, nie dośpiewywając onego: Quae coepistis, explete (Wy-konajcie to, coście poczęli) — a ś. Dunstanus skinął na nich, aby dośpiewali, ale żaden nie mógł ust otworzyć. I usłyszał głos: Nigdy to nie będzie, aby mieli wykonać myśli swe nie-przyjaciele twoi, a ciebie od tego klasztoru oddalić. Wtem ku sobie przyszedł, a wkrótce usłyszał, iż się brat królewski Ed-gardus na brata Edwina z panami, którzy jego niesprawiedli-wem panowaniem sobie wstęsknili, wzburzył i jego z królestwa wygnał, a ona jego pani szkaradnie rozsiekana i zabita jest. Ten .Edgardus w pobożnem panowaniu swem wybawił z wygnania Ś. Dunstana i wszystko mu przywrócił; a Edwinus ze smutku prędko umarł i całe a spokojne królestwo bratu zostawił. Potem Ś. Dunstanus na biskupstwo wirgonińskie, i zaś na longonińskie, naostatek na arcybiskupstwo kantuaryjskie (dla którego po paljusz sam do Rzymu jechał) nie tak z chuci swej, jako z prośby i potrzeby kościelnej wzięty był. Na tym stanie będąc, niewysłowiony pożytek w duszach ludzkich czy-nił, dobre utwierdzając a złe karząc, i wszystkie cnoty chrze-ścijańskie (zwłaszcza w duchownych, którzy byli swawolni) szczepiąc. Był dziwnie pilnym człowiekiem w sprawowaniu dusz ludzkich, a w rozmyślaniu i modlitwie bardzo gorący i dar łez nabożnych mający. Raz przez sen ujrzał, a ono jego matkę za wielkiego króla wydają, i około onego małżeństwa śpiewają bardzo nabożnie i wesoło. I rzecze mu jeden: Czemu ty milczysz? ty miał-byś najwięcej śpiewać, by dobrze drudzy milczeli. A on od-powie: Nie wiem, jak i co mam śpiewać. I nauczył go, za-śpiewawszy one słowa: O Rex gentilu?? dom/natop (minium, propter sedem maiestatis tuae, da nohis indulgentiam, Rex Chrisk, peccatorunz, Alleluja (O Królu nad wszystkimi królami panujący, dla stolicy majestatu Twego racz nam dać odpuszcze-nie zgrzeszenia naszego, Chryste Królu, Alleluja). To sobie często śpiewając i w kościele śpiewać każąc, niewypowiedziane miał w sercu radości niebieskie i podniesienie myśli nabożnej , ku onej muzyce, którą słyszał i której czekał. Za matkę sobie wykładał Kościół Boży i duszy każdej z Chrystusem (przez Sakramenty i dobre uczynki) duchowne małżeństwo. Raz samowtór do kościoła Ś. Piotra, w którym Augustyn Ś. i wielu świętych Ojców leży, o północy wstając, nim mu otwo-rzono kościół, usłyszał śpiewanie: Gaudent in coelis animae sanctoruni etc., i wejrzawszy dziurą, ujrzał a ono światłość wielka u ołtarza, a osoby białe oną antyfonę Śpiewają. 0, jaką się rozkoszą z onego widzenia napełnił. Drugi raz także o tejże godzinie w kościele Panny Bogarodzicy ujrzał wielki poczet panienek, a między niemi jedną przedziwną, i słyszał śpie-wanie niewymownej słodkości z onemi słowy: Cantemus sociae Domino, cantemus honorem, dukis amor Christi, personel ore pio (Śpiewajmy siostry Panu, cześć śpiewajmy, słodkiego Chry-sta miłość rozgłaszajmy). Jednego czasu król Edgardus, chcąc nawiedzić zakonne panny w wilteńskim klasztorze, ujrzał jedną zacną panienkę, daną tam na wychowanie, i wpadł w myśli sprosne ku niej i zezwolenie sromotne, i przyzwać ją do siebie tajemnie kazał. Ona się bojąc, aby czego niepoczciwego król od niej nie żądał, włożyła na się zakonną kapicę zaślubionych już Bogu panienek, aby się tem wymówić mogła, jako mniszka poświęcona. Ale król, skoro ją ujrzał, rzekł: Dawneś mniszką została? I star-gnąwszy z niej kapicę, nad jej wolę złej chuci swej dosyć uczynił. Zataić się ta rzecz nie mogła i wielu ludzi obraziła. O której dowiedziawszy się ś. Dunstanus, szedł do króla. A gdy król wedle zwyczaju przeciw niemu wyszedł, a rękę mu po-dawał, on mu, twarz zmarszczywszy, ręki umknął. O co gdy go król spytał, czemuby to czynił, rzekł: Tyś zapomniawszy wstydu, zcudzołożył, a Bogiem wzgardziwszy, znakuś czystości nie uczcił i dziewictwoś panience niewinnej odjął, a mnie py-tasz, czemu ręki tej, którą przeczystą ofiarę Syna Panieńskiego Bogu Ojcu ofiaruję, twym nieczystym rękom nie daję? Umyj pierwej przez pokutę splugawione ręce twoje, a potem, aby cię z Bogiem zjednała, biskupią rękę obejmiesz. Na te słowa przeląkł się król i skruszył, i padłszy do nóg jego, żałość pokazywał i o pokutę prosił. A on go z ziemi podnosząc, i łaskawie z nim już rozmawiając, gdy taką pokorę jego widział, naznaczył mu pokutę na siedm lat, którą król z wielką pokorą wypełnił i jeszcze jej więcej przyczynił. I sprawiedliwie w pobożności chrześcijańskiej królestwo sprawował. Na on czas duchowny stan byt bardzo swawolą i nieczy-stością skażony. I na poprawę księży, uprosił Dunstanus u pa-pieża Jana, aby mu po wszystkiej Anglji wolno było, kanoni-ków i kapłanów, którzyby w czystości nie żyli, z dostojeństwa ich i urzędów kościelnych składać, a na ich miejsce ludzi za-konnych i mnichów stawić. O tej mocy dowiedziawszy się biskup wintofiski Atelwoldus, mając swawolnych a niekarnych kanoników, którzy poprawę swoją wszystką do jutra odkładali, jednego dnia, gdy w kościele śpiewają po Komunji na Mszy: Semita Domino in timore, et exultate ei cum tremore, appre-hendite diseiplinam, ne quando iraseatur Dominus, et pereatis de via iusła (to jest: Służcie Panu Bogu w bojaźni, a weselcie się w Nim w postrachu, chwyćcie się karności, aby się Pan nie rozgniewał a wyście nie poginęli, śpiewając to ze swymi kanonikami, skoro skończyli, kazał milczeć i rzekł: Bracia, przypatrzcie się, coście śpiewali, a już dalej poprawy swej nie odwłóczcie. I kazał przynieść tyle kapic mniskich (których już był dał na to narobić), ile było kanoników, i położywszy przed każdym kapicę, rzekł: Albo weźmijcie na się tę dyscy-plinę kapicy i pokuty mniskiej, albo z kanonji i urzędów ko-ścielnych dziś ustąpcie. Zadrgnęli się wszyscy. Obrało Się wżdy kilku, którzy się za kapicę chwycili i na się włożyli, lecz drudzy do arcybiskupa Ś. Dunstana apelowali. A tym-czasem do króla się udali, żaląc się na biskupa swego. Król Ich do sądu odesłał; wszakże iż byli ludźmi możnymi i zac-nymi oni kanonicy, i króla i szlachty wiele na on sąd zebrali. Pokazał ś. Dunstanus wywodami mądremi i z Kanonów i z woli papieskiej, iż się dobrze stało, tak iż żaden odporu dać nie mógł. Ale się uciekli do prośby, chcąc się zapewne poprawić a lepszy już żywot wieść; czego jeśliby już nie uczy-nili, aby w toż karanie wpadli. Tedy arcybiskup zwiesiwszy głowę, myślał co miał uczynić, a Pana Boga się sercem radził. I stało się wielkie milczenie; patrzyli wszyscy na arcybiskupa, jaką odpowiedź da, a tymczasem z krucyfiksu, który na ścianie wisiał, taki głos wszyscy słyszeli: Nie będzie to, dobrzeście osądzili; jeśli odmienicie, pobłądzicie. Na ten głos wszyscy się przerazili, a ś. Dunstan rzekł: Bóg sam osądził, idźcie do domu, dzieci miłe. I tak W Wintonji osiedli zakonnicy, a oni złożeni zostali. A potem nie rychło o tejże rzeczy sąd był wznowiony. U króla się i ś. Dunstana domagali tego, co byli utracili, mając uczonego i wymownego prokuratora i wielu ludzi zacnych przy sobie. Na to im powiedział ś. Dunstanus: Ta rzecz już i od Pana Boga osądzona jest; jam stary, a bliski jest koniec życia niego, radbych trochę pokoju miał a waszych swarów próżen był; pracowałem, pókim mógł, teraz już nie mogę, tylko Panu Bogu sprawiedliwość kościelną poruczam, aby On jej przeciw wam bronił. To wymówił, a część sali tej, na której oni ze swymi przyjaciółmi stali, pod nimi się zapadła i wielu ich poraniła; a druga część, gdzie arcybiskup ze swymi siedział, cała została. I tak ze sromotą odeszli, a Kościół w pokoju został. I po innych katedrach także nieczyści klerycy wyrzuceni są. a około czterdzieści i ośm klasztorów za staraniem Ś. Dunstana zbudo-wanych jest. I był Kościół Boży kwitnący jako czysta oblu-bienica, a każdy, kto źle żył, na ś. Dunstana oglądać się i po-prawić żywot swój musiał. W dzień Wniebowstąpienia Pana naszego Jezu Chrysta, gdy po Jutrzni w kościele ono wesele dnia onego rozmyślał, dał mu znać Pan Bóg przez posłów swych, iż go dnia onego do chwały swej wzywał. On prosi/ Pana, aby mógł ludzi w ono tak wielkie święto ucieszyć, Ofiarę za nich mieć, pożegnać ich i nauczyć, jako za Panem do nieba iść mają, prosząc, aby w sobotę przyszłą z ciałem się rozłączyć mógł. I tak się stało. Lud się wielki zszedł na on dzień do kościoła; przy Mszy po Ewangelji uczynił im tak wdzięczne kazanie, jakiego nigdy z ust jego nie słyszeli; wszakże o swej śmierci, zasmucić ich nie chcąc, nic nie powiedział. Zasię chleb i wino w Ciało i Krew (te są słowa własne tego, co pisał) Jezusa Chrystusa niepokalanem poświęceniem przemieniwszy, wstąpił na kazalnicę, i drugie kazanie wielce pocieszne i dziwne o rzeczach niebieskich i przyszłym żywocie uczynił. I wró-ciwszy się do ołtarza, dał ludziom biskupie błogosławieństwo, a po niem zasię wstąpił na kazalnicę i o odejściu im swojem do Pana opowiedział. O jaki płacz i smutek na one owce jego miłe przypadł! Ale on ich cieszył, sam z nimi płacząc a mówiąc: Iż prawa w Bogu miłość dzielić się nigdy od tych, których miłuje, nie może — pomnieć na was i tam, gdzie idę, będę. Po obiedzie dnia onego szedłszy do kościoła, grób sobie i miejsce nazna-czył, a potem się rozchorzał i w sobotę, jako rzekł, do korony sobie i wesela nagotowanego, ciało tu zostawując, wstąpił — cudami niezliczonemi i po śmierci sławny — roku Pańskiego 1088. Między innymi Lanfrankus on zacny i uczony, który po nim na toż arcybiskupstwo wstąpił, gdy bardzo zachorzał i już się gotował do śmierci, modlitwie się Ś. Dunstana polecając, a owo nad świtaniem trochę zasnął i ujrzał piękny poczet ludzi jezdnych, i pyta: Czyj to poczet? Powiedziano: Dunstana, ojca wielebnego. I spyta: A sam gdzie jest? Rzekli: Owo za nami. I ujrzy uczciwego starca, i padnie, chcąc mu nogi całować; a on mu nóg umykając, zniknął. Wtem się ocknął i czuł Się wnet zdrowym. I rzekł do sługi: Gotujcie mi do Mszy, idę Panu Bogu dziękować. Z czego Jemu chwała ninie i na wieki wieków. Amen.