21 maja. ŻYWOT Św. JÓZEFA PATRIARCHY Z Pisma Świętego wybrany, z wykładu Ś. Efrema i Filona żyda, którzy też tenże żywot pisali, objaśniony (Gen. 37, 39, 40 etc.). Jakób patriarcha, mając dwunastu synów, najmłodszych dwóch, Józefa i Benjamina najwięcej miłował, przez to, iż W nich miał pamiątkę i pociechę żony swej umarłej Racheli, której śmiercią był bardzo zraniony, bo dla niej czternaście lat służył i w niej się wielce kochał, i przeto też, iż mu ich w sta- rości jego Pan Bóg dać raczył. A osobliwą Józefowi miłość pokazywał, bacząc w nim wysokich cnót nielada początki. to jest bojaźń Bożą, posłuszeństwo, i uczciwość wszelaką ku star- szym, i rortropność większą, niźli lata jego wyciągały. Mając lat szesnaście, a pasąc bydło z braćmi swoimi, którzy byli z innych matek, gdy szkaradny grzech ich baczył, na sercu się święty młodzieniec im brzydząc, mądrze ich do ojca odniósł, aby jako lekarz i pasterz ich dusz gniew Boży z domu swego oddalił, czem się więcej zalecił ojcu swemu. W onychże latach już jako młodemu prorokowi począł mu Pan Bóg, który już W sercu jego mieszkał, objawiać we śnie rzeczy przyszłe; czego nie chcąc taić, powiadał przed ojcem i braćmi sny swoje. Widziałem, prawi, a ono mi się słońce i księżyc i dwa- naście gwiazd kłaniają; i drugi raz także dwanaście snopów memu snopkowi cześć czyniły. Co słysząc ojciec, acz go sło- wami dla innych braci, żeby się nań nie wzburzyli, gromił, mówiąc: Cóż to jest, izali kłaniać ci się kiedy na ziemi bę- dziem? Wszakże uważał w sercu słowa jego. Lecz bracia i przez to, iż był więcej miłowany od ojca, z zazdrości bardzo Józefa nienawidzili i rozmawiać z nim spokojnie nie mogli, a po snach onych tem więcej nań złą wolę brali. Jakób jednak nic o ich nienawiści srogiej ku niemu nie wiedząc, miłował tem więcej Józefa i szatkę mu osobną sprawił. I 'czasu jednego Z ojcowskiego obmyślania ku synom swoim, gdy trzodę daleko od domu paśli, a sam Józef z nim został, wysłał go do braci, mówiąc: Dowiedz się, jeśli się wszystko powodzi braciom twoim, a powiedz mi. On się z ochotą porwał i pobieżał, a błądząc w polu, trafił na jednego podróżnego, który mu drogę do Dotain, gdzie bracia byli, ukazał. Którzy skoro go zdaleka ujrzeli, jako nieprzyja- ciele, radzić o jego zgubie poczęli, i już go nie Józefem zowiąc, mówili: Ono sennik idzie, zabijmy go a wrzućmy w stare stud- nisko suche, a rzeczem, iż go zwierz okrutny pożarł. Szedł do nich niewinny baranek jako do wilków, i łagodnie każdego pozdrawiając, poselstwo ojcowskie sprawował, dowiadując się O zdrowiu i szczęściu ich. A oni się nail porwali, i zgrzytając nail zębami, jakoby go żywo zjeść mieli, złupili go z szatki i bili go pięściami. A Józef strwożony, tego się nigdy od własnych braci nie spodziewając, i nie widząc żadnego, któryby nań łaskawe oko obrócił, w samym Panu Bogu nadzieję poło- żył a do płaczu się i modlitwy uciekł, mówiąc: Co się dzieje, najmilsi bracia, dajcie mi kilka słów przemówić: Pomnijcie Boga Abrahamowego i Izaakowego, który obrał ojców naszych i wywiódł ich do ziemi tej, obiecując rozmnożenie narodu na- szego; nie czyńcie grzechu tego, gniew Jego na siebie dla mnie niewinnego pobudzając. Pomnijcie na miłego ojca swego, któ- rego tą nowiną zabijecie; jeszcze po śmierci matki mej smutku nie zapomniał, a teraz w większy pewnie wprawicie dobrodzieja i ojca swego. Przywróćcie mnie jemu zdrowego, a niewinnej mojej krwi nie pragnijcie. A oni nic na rzewne piakanie młodzieńca onego pięknego nie dbając, zabić go już chcieli, ledwie im go jeden, Ruben, obronił, radząc aby go żywego do studniska głębokiego wrzu- cili, a myślał na sercu, jakoby go stamtąd wykraść mógł a ojcu oddać. Upadał Józef do nóg każdego brata, polewając je łzami, a o zdrowie swe i ojcowskie prosząc. Ale gdy nie pomogło nic, Wpuszczony jest w on dół głęboko, między węże i jaszczurki. Płakał święty młodzieniec, mówiąc: Więcej mnie twój smutek, ojcze miły, boli, który tobie krew twoja i synowie twoi zadadzą, już i czcigodnej twarzy twojej i wdzięcznej starości twojej nie oglądam. Tyś mnie tu wyprawił, o takiejeś przygodzie nie wiedział. 0, jakom od ciebie żałośnie rozdzielony jest! Czemże się twoja starość cieszyć będzie? O Boże ojców naszych, jako krew Ablowa, którego brat zabił, wołała do Ciebie z ziemi, niech i moja przygoda z dołu tego do Ciebie woła, a radź o mnie i o ojcu moim, Opiekunie sierót i Sędzio ukrzywdzonych. Gdy tak smutny Józef Bogu się w frasunku swym nie- wypowiedzianym modlił, bracia jako po wygranej bitwie siedli i jedli, z pomsty się nad bratem weseląc. I z zrządzenia Bo- skiego trafili się kupcy Izmaelici, oną drogą do Egiptu jadący, których gdy jeden z nich, Judas, ujrzał, rzekł do braci: Cóż nam z tego, gdy zabijem brata i zataim krew jego, lepiej go tym kupcom sprzedajmy a rąk naszych nie plugawmy, boć wżdy krew nasza jest. Zezwolili na to, rozumiejąc, iż tam już zginąć miał. I wyciągnąwszy go ze studni suchej, targ uczy- nili i za dwadzieścia srebrnych go sprzedali. 0, jako ich smutnie żegnał miły Józef, łagodnie każdego mianując, a Panu Bogu ich polecając i prosząc, aby jako mogli, cieszyli i skromili smutek i płacz ojca spólnego. Na tej drodze nadjechał grób matki swej Racheli, i wiedząc o nim, bieżał i płakał nad nim, mówiąc: Rachelo, Rachelo, matko moja! patrz, co mi się dzieje, w obce ręce jako złoczyńca wydany jestem i sprzedany w niewolę, a ojciec mój o tem nie wie; otwórz mi grób twój a przyjmij mnie, syna twego. Tyś mnie w dzieciństwie odumarła, a teraz i od ojcam miłego odpadł i takem nędzną sierotą i niewolnikiem został; jużbych tu przy twym grobie umrzeć i z tobą zostać wolał. Widząc kupcy, iż się na grobie położył, mniemali, aby jakie czary czynił na to, żeby im uciec mógł. Fukali go, a Wi- dząc łzy jego, pytali go pilnie o przyczynę tak wielkiego smutku, i cieszyli go, mówiąc: Powiedz, coś zacz jest, czemu cię sprze- dali oni pasterze? My, iż cię widzim uczciwych obyczajów młodzieńca, sprzedamy cię jakiemu wielkiemu panu, który cię za syna mieć będzie. On im wszystko powiedział, iż go bracia sprzedali, a iż był synem człowieka tak zacnego, a iż to był grób matki jego. Tymczasem bracia kozła zabiwszy i suknię Józefową w jego krwi umazawszy, posłali ją do ojca, wskazując: patrz, jeśli to jest suknia syna twego? A starzec jako mieczem przerażony, krzyknął: Toć jest suknia syna mego, zwierz okrutny pożarł mi Józefa. O synu mój, na jakąś śmierć przyszedł! Jam ciebie wysłał, tyś jako cne dziecię posłuchał, na moje rozka- zanie szedłeś w te pola i góry tak straszliwe, sam jeden; więcejeś sobie moje rozkazanie niźli swoje zdrowie ważył. 0, jako opłakać mam twoją śmierć, jedyna uciecho starości mej? Bych cię wżdy był pogrzebł a położył w grobie matki twojej, a teraz grób twój jest w brzuchu okrutnej bestji, iż jeden członek twój nie doszedł rąk moich, a suknia ta boleści mi nieznośnej przyczynia. I tak łzami brodę i piersi swe po- lewał. A bracia, przyczyńcy smutku jego, w onem złem su- mieniu gdy cieszyli ojca swego, pociechy nie przyjmował i mó- wił : Już tak w płaczu i smutku dokonam, a pójdę w żałobie do syna mego. Tedy Józef przywiedziony do Egiptu, sprzedany jest Puty- farowi, hetmanowi króla Faraona, który przypatrując się jemu, rychło w nim cnotę jego wielką, sprawność i mądrość, statecz- ność i wiarę obaczył, i poznał, iż z nim był Pan Bóg a szczęścił każdą posługę w ręku jego. I wkrótce zwierzył mu się z wszy- stkiej majętności swej i zlecił mu rząd i sprawę wszystkiego domu swego, sam o niczem nie wiedząc, jedno o chlebie, który jadł. Tak ten, który wszystko królestwo sprawować miał, już na rządzeniu domu jednego talent swój i mądrość pokazywał i ćwiczenie brał. A Pan Bóg dla Józefa, sługi swego, rozmno- żył i na wsiach i w domu majętność pana jego i błogosławił pożytkom jego. Kochał się niemało Putyfar ze sługi takiego, patrząc na wierność i dzielność jego wielką. Lecz żona jego obróciła oczy na urodę młodzieńca kwit- nącego, a do twarzy wdzięcznej jeszcze większą wdzięcznością cnót wszystkich przybranego; stała się zraniona miłością i za- paleniem wszetecznem ku niemu, i rozmaicie źródło ono czy- stości łowiła, chcąc świętego młodzieńca grzechem zarazić i ku swej myśli nieczystej pociągnąć. I ubierała się pilniej i malo- wała, szaty odmieniała, niepoczesnem mruganiem i śmieszkami, i żartami i słowami gamrackiemi skłaniając ku sobie serce jego. Ale gdy wstydliwy młodzieniec i oczu na nią podnosić nie śmiał, darami go i upominkami prześladowała, i już niewstyd- liwa, jawnie mu mówić o grzechu śmiała: Wszakeś młody, mnie widzisz śliczną i zacną niewiastę, w domu jesteś starszym, nikt się nie dowie, twoje wszystko, co mam. A on bojaźń Bożą W oczach mając, a oną ciężką pokusą ściśniony będąc, mówił pani swej: Nie daj tego Boże, abych ja taką zdradę nad panem moim uczynić miał, który mi dał wszystko w ręce, okrom cie- bie, któraś jest małżonką jego. A jako ja tę złość popełnić mam i zapomnieć Pana Boga, Króla nieba i ziemi, który takiej sprosności zakazał, i karze ją, i skarać srodze może? Nie daj Boże, abych ja krom małżeństwa czyste ciało moje pomazać miał. Tego nigdy nie uczynię, i ty się bój Pana Boga, który niebo i ziemię stworzył, a zachowaj wiarę mężowi twemu, a nie zdradzaj łoża jego. Tak ją zbywał wstydliwy młodzieniec, ale ona szaleństwa swego ugasić nie chciała, a większe pokusy zadawała umocnio- nemu w bojaźni Bożej sercu młodzieńca, który krewkości swej nie dufając, wołał do Pana Boga, mówiąc: Boże ojca mego, ta niewiasta chce zabić duszę moją; Tyś mnie z rąk braterskich wybawił, i tu mnie wybaw z tego potopu, boć mi tu o większą rzecz idzie; oni ciało me zamordować chcieli, a ta duszę moją zabić i od łaski mnie Twojej oddalić myśli. Tak się w Bogu posilał Józef, a niewiasta szaleć nie przestała. I upatrzywszy czas pogodny i miejsce, gdy Józef nieco w domu sam a sam sprawował, śmiała wnijść do niego i ciągnąć go za płaszcz do łóżnicy. A on wszetecznością się jej niewstydliwą brzydząc, płaszcz w jej ręku zostawiwszy, uciekł jako ptak od sieci dja- beiskich, myślą i słowy serca swego mazać nie chcąc. Ona zostając w sromocie a żałując wzgardy swej, miłość w niena- wiść obróciła i o śmierci jego myślała, chcąc aby go mąż jej zabił, ażeby w domu nań nie patrzeć więcej a dręczenia swego zbyć mogła. I zwoławszy czeladź, spotwarzyła niewinność i rzekła: Iż mnie mocą zmazać chciał ten zdrajca Józef, owo mi się dopiero z rąk wydarł. I skoro mąż przyszedł, uka- zując płaszcz jego a nim dowodząc fałszu swego, mówiła: Przywiodłeś na swoją i moją hańbę tego Hebrajczyka, — wi- dzisz, co mi uczynić chciał, by we mnie wiary i cnoty ku tobie nie było. Mąż lekkowierny, słowom jej dał miejsce, i nie słuchając sprawy od Józefa, ani się powieści ani postępkom przypatrując, potępił młodzieńca świętego i wieść go do więzienia pospolitego kazał. O głupi mężu, gdy ona szatę jego miała, po tem poznać żeś mógł, iż nie ona, ale on od niej złupiony był i moc cierpiał. O niewinny młodzieńcze, czemu się nie wymawiasz? Czemu pani swej wszetecznych postępków na obronę swoją nie wno- sisz i złości swego nieprzyjaciela nie odkrywasz? Wolała cnota ona nieoszacowana na sobie niesławę i karanie odnosić, niźli śmiał, darami go i upominkami prześladowała, i już niewstyd- liwa, jawnie mu mówić o grzechu śmiała: Wszakeś młody, mnie widzisz śliczną i zacną niewiastę, w domu jesteś starszym, nikt się nie dowie, twoje wszystko, co mam. A on bojaźń Bożą W oczach mając, a oną ciężką pokusą ściśniony będąc, mówił pani swej: Nie daj tego Boże, abych ja taką zdradę nad panem moim uczynić miał, który mi dał wszystko w ręce, okrom cie- bie, któraś jest małżonką jego. A jako ja tę złość popełnić mam i zapomnieć Pana Boga, Króla nieba i ziemi, który takiej sprosności zakazał, i karze ją, i skarać srodze może? Nie daj Boże, abych ja krom małżeństwa czyste ciało moje pomazać miał. Tego nigdy nie uczynię, i ty się bój Pana Boga, który niebo i ziemię stworzył, a zachowaj wiarę mężowi twemu, a nie zdradzaj łoża jego. Tak ją zbywał wstydliwy młodzieniec, ale ona szaleństwa swego ugasić nie chciała, a większe pokusy zadawała umocnio- nemu w bojaźni Bożej sercu młodzieńca, który krewkości swej nie dufając, wołał do Pana Boga, mówiąc: Boże ojca mego, ta niewiasta chce zabić duszę moją; Tyś mnie z rąk braterskich wybawił, i tu mnie wybaw z tego potopu, boć mi tu o większą rzecz idzie; oni ciało me zamordować chcieli, a ta duszę moją zabić i od łaski mnie Twojej oddalić myśli. Tak się w Bogu posilał Józef, a niewiasta szaleć nie przestała. I upatrzywszy czas pogodny i miejsce, gdy Józef nieco w domu sam a sam sprawował, śmiała wnijść do niego i ciągnąć go za płaszcz do łóżnicy. A on wszetecznością się jej niewstydliwą brzydząc, płaszcz w jej ręku zostawiwszy, uciekł jako ptak od sieci dja- beiskich, myślą i słowy serca swego mazać nie chcąc. Ona zostając w sromocie a żałując wzgardy swej, miłość w niena- wiść obróciła i o śmierci jego myślała, chcąc aby go mąż jej zabił, ażeby w domu nań nie patrzeć więcej a dręczenia swego zbyć mogła. I zwoławszy czeladź, spotwarzyła niewinność i rzekła: Iż mnie mocą zmazać chciał ten zdrajca Józef, owo mi się dopiero z rąk wydarł. I skoro mąż przyszedł, uka- zując płaszcz jego a nim dowodząc fałszu swego, mówiła: Przywiodłeś na swoją i moją hańbę tego Hebrajczyka, — wi- dzisz, co mi uczynić chciał, by we mnie wiary i cnoty ku tobie nie było. Mąż lekkowierny, słowom jej dał miejsce, i nie słuchając sprawy od Józefa, ani się powieści ani postępkom przypatrując, potępił młodzieńca świętego i wieść go do więzienia pospolitego kazał. O głupi mężu, gdy ona szatę jego miała, po tem poznać żeś mógł, iż nie ona, ale on od niej złupiony był i moc cierpiał. O niewinny młodzieńcze, czemu się nie wymawiasz? Czemu pani swej wszetecznych postępków na obronę swoją nie wno- sisz i złości swego nieprzyjaciela nie odkrywasz? Wolała cnota ona nieoszacowana na sobie niesławę i karanie odnosić, niźli zacną u ludzi i wielkiego domu niewiastę osławić. Jam, po- wiada, niewolnik ubogi i nieznaczny, nie tak wielu ludzi złem mniemaniem o mnie zgorszyć mogę, jakoby ta zgorszyła. Nie chcę złego mieszkania między małżeństwo siać, nie chcę zgody ich psuć, niech Pan Bóg wejrzy na niewinność moją. I wejrzał, a swemu Józefowi Pan Bóg za taką cierpliwość i czystość roz- mnożył dary swe, i Duchem mądrości i proroctwa w onem więzieniu napełnił czyste serce jego; i u starszego nad więź- niami dat mu taką łaskę znaleźć, iż cnocie jego ufając, nie- tylko go nie wiązał, ale innych więźniów w opiekę jego poruczył. Żyt między złoczyńcami, złodziejami, rozbójnikami, zdraj- cami on święty młodzieniec, a opatrując potrzeby ich, żadnego wczasu ich nie zamieszkał; i słowy mądremi ciesząc nędzę ich, do bojaźni Bożej przywodził, tak iż więźniowie mówili: Gdzie się wziął tak dobry młodzieniec, jako żywiśmy takiej cnoty nie widzieli. I poprawowali się a karali złości swe. A tymczasem dani są dwaj urzędnicy królewscy do więzienia, podczaszy i podstoli, albo starszy nad piekarzami. Obaj jednej nocy mieli sen, po którym byli smutni. I wszedłszy do nich Józef, pytał wedle zwyczaju, czemuby tak złej myśli byli? I powiedzą mu sny swoje, któremi się strwożyli. Podczaszy rzekł: Widziałem, a ja z trzech rózg grona wyciskam i daję królowi wino pić. A Podstoli rzekł: Potrawy niosłem w trzech koszach, a ptaki Z nich jadły. A Józef powiedział: Pan Bóg to wyłożyć może. I rzekł: Po trzech dniach tobie, podczaszy, król urząd wróci; pomnisz na mnie, gdyć się dziać dobrze będzie. A ty drugi, po trzech dniach powieszony będziesz i ptaki ciało twoje jeść będą. I tak się stało. A po dwóch latach król Faraon dziwne sny widział, któ- rych mu wszyscy jego mędrcy wyłożyć nie mogli. Dopiero podczaszy, który był w szczęściu (jako to bywa) swego pro- roka zapomniał, przywiódł sobie na pamięć Józefa i jego mą- drość w tej mierze, i oznajmił królowi. A owo niespodziewany obyczaj Pan Bóg nalazł do wyzwolenia więźnia swego, i do pokazania niewinności i do nagrody nie czci a podwyższenia jego. Król rozkazał Józefa przywieść, i ostrzyżonego i przy- branego (bo był jako więzień nędzny, obdarty i zarosły) przy- wiedli. Obaczył król człowieka, który już miał lat trzydzieści, nadobnego, i udatną a wspaniałą twarz jego. I wnet mu z dobrą nadzieją oznajmił sny swoje. Widziałem, prawi, siedm wołów bardzo tłustych, na które przyszły siedm drugich bardzo chu- dych i pożarły je, a same jednak chude jako pierwej zostały. I potem widziałem siedm kłosów pełnych bardzo, i przyszły na nie siedm suchych i zgorzałych bardzo i pożarły je. Proszę cię, wyłóż mi to. A on Pana Boga wzywając, rzekł: Nie ja, ale Pan Bóg dobre a szczęśliwe tobie nowiny zjawił o tem, co napotem uczynić ma. Będzie przez te siedm lat, co idą, wielka żyzność, a po nich przez siedm lat będzie wielki głód po wszy- stkiej ziemi. Radzę, szukaj człowieka mądrego i dowcipnego, a daj mu przełożeństwo nad wszystką ziemią, któryby po wszystkim Egipcie przez te siedm żyznych lat zboża zbierał a chował, aby w złe czasy, które przyjdą, ludzie głodem nie poginęli, bo już ten rok, który idzie, jest pierwszy żyzności. Tedy król rzek/ do sług swoich: A gdzie my takiego czło- wieka znajdziem, któryby tak Ducha Bożego pełen był? I rzek/ do Józefa: Iż tobie Pan Bóg ukazał to, coś mi powiedział, nad ciebie mędrszego i tobie równego nie znajdę. Ty sprawować masz wszystek dom mój i państwo moje; ciebie wszyscy słu- chać będą, królewską stolicą ja tylko wyższym być mam. I dał mu pierścień z ręki swej, i ubrawszy go w drogie szaty, wło- żył łańcuch złoty na szyję jego, i wsadzić go na swój wóz i po mieście obwoływać kazał, aby każdy znal przełożonego nad wszystkim Egiptem a kłaniać się mu i czcić go miał, jako pierwszego po królu. O dziwna odmiano mocy Bożej. która z prochu wynosisz ubogiego, a z gnoju podwyższasz wzgardzonych i z królami ich posadzasz! O sprawiedliwości Boska, która czystość i cierpliwość tak płacisz, a niewinność spotwarzoną oczyszczasz, a sprawiedliwego umiesz z koski wyrwać i hojnie cieszyć! .Putyfar, który był dał Józefa na ono tak długie więzienie, widząc takie podwyższenie jego, przeląkł się i bieżał do żony, to jej oznajmując a bliskiej się zguby swej bojąc. A ona na pociechę męża swego rzekła: Jam go spotwarzyła, i jam cnego młodzieńca, zapaloną miłością nierządną ku niemu, o więzienie przyprawiła; niewinny był a złości mej użyć się nie dał. Ale widzisz, iżem mu była do tak wysokiego stanu przyczyną, bo gdyby był więzienia nie cierpiał a w domu naszym został, cnota jego i mądrość wsławićby się nie mogła. A tak pójdźwa, ukorzwa się jemu, a on nam wszystko odpuści, bo wiem, iż jest bardzo łaskawy, święty i dobry. I tak uczynili. A Józef bardzo rad zapomniał krzywdy swojej i rzeczy onej nie sława. Wstąpiwszy na państwo Józef, z bojaźnią Bożą sprawował królestwo mądrze, wiernie i pilnie, i przez siedm lat nazbierał tak wiele zboża, iż mu liczby nie było, jako piasku morskiego. I łamże żonę zacną, Assenet, córkę kapłana Heliopoleos, król mu wziąć kazał, z którą mu Pan Bóg dwóch synów dal. Pierw- szego nazwał Manasses, mówiąc: Kazał mi Pan Bóg zapomnieć wszystkiej nędzy mojej i domu ojca mego. Wtóremu dał imię Efraim, mówiąc: Rozmnożył mnie Pan Bóg w ziemi ubóstwa mego. 0, jako ten w szczęściu nie zapomniał pierwszej po- dłości swojej, Bogu się uskarżając i Jemu wszystko oddając. A po siedmiu latach nastąpił głód po wszystkim świecie, i obró- cili się ludzie wszyscy na kupowanie chleba do Egiptu. Musiał też i Jakób stary, ojciec jego, synów tam posłać, chleba do- stając, jednego tylko przy sobie młodszego Benjamina zosta- wiwszy. I stanęli przed Józefem, kłaniając się a prosząc O sprzedanie zboża. Wnet ich Józef poznał, a oni go poznać nie mogli. A żeby się w złości swej starej obaczyli a pokutę serdeczną przed Bogiem czynili, stawił się im srogo i rzekł: Musicie być szpie- gowie, patrzycie, gdzie słabsza w ziemi obrona. A oni się przeląldszy bardzo, na wywód swej niewinności oznajmili dom swój i ojca, mówiąc: Jednegośmy ojca dzieci, a byto nas dwa- ilaście, jeden zginął, tu nas dziesięć, a młodszy w domu przy ojcu został. A Józef tego się chwycił i rzekł: Po tem doznam prawdy waszej, gdy tu tego młodszego przede mną stawicie; poślijcież jednego poń, a wszyscy w więzieniu będziecie do tego czasu, aż go ujrzę. I kazał ich we więzieniu mieć przez trzy dni. A dnia trzeciego przyzwał ich, mówiąc: Boję się 'Pana Boga, jeśliście są ludzie prawi, zawieźcie ojcu i domom wa- szym zboże, a jednego mi zostawcie, póki mi młodszego brata nie stawicie a prawdy tej nie dowiedziecie. To mówił Józef, mniemając, iż i drugiego jego brata z jednej matki. to jest Benjamina, zabili, bo obydwóch synów Racheli, iż ich ojciec bardziej miłował, nienawidzili; przełoż się tak o nim dowiady- wał i widzieć go chciał. A ord to słysząc, swym językiem mówili: Słusznie to cierpim, iżeśmy zgrzeszyli przeciw onemu bratu naszemu, Józefowi, któregośmy sprzedali i zagubili, wi- dząc ucisk duszy jego, gdy się nam modlił, a myśmy zmiłować się nad miłem dziecięciem nie chcieli. A Ruben rzekł: Wszakem wam mówił, nie grzeszcie a nie traćcie dziecięcia onego naj- milszego, a wyście mnie słuchać nie chcieli; otóż teraz Pan Bóg mści się jego krwi nad nami, a w niewinnej rzeczy spra- wiedliwie winną i starą wspomina. A Józef rozumiał, co z sobą mówili, i twarz odwróciwszy, płakał. A potem rzekł: Uczyńcie tak, jakom rzekł. I kazał przed oczyma ich związać Szymona, który był najzuchwalszy i najwięcej nalegał na zgubę jego i innych pobudzał, i wsadzić go do ciemnicy rozkazał. A szafa- rzowi tajemnie rzekł, aby im wory napełnił zbożem, a każdemu pieniądze jego między pszenicę włożył i na strawę im żywności osobno dał. I stało się tak. Jechali i zdrowo się do ojca wrócili. A znalazłszy pie- niądze swe między zbożem, dziwowali się bardzo i ojcu wszy- stko powiedzieli. A on żadną miarą Benjamina posłać drugi raz z nimi na wyzwolenie Symeona nie chciał, i narzekał na nich, mówiąc: Osierociałem, uczyniliście mnie bez dzieci — jeden zginął, drugi we więzieniu został, a tego syna jedynego mej Racheli wziąć mi chcecie? Ale gdy głód dokuczał a zboże przywiezione strawili, prosili ojca, aby z nimi Benjamina nie żałował. I mówił z nich jeden, Judasz: Daj go w opiekę moją, jeśli mu się co złego stanie na tej drodze, niechaj gniew twój noszę aż do śmierci. 0, jako wielka a straszliwa klątwa, gniew ojcowski nosić na sobie. I przyzwolił smutny ojciec i dał mu Benjamina młodego. Z którym gdy stanęli przed Józefem, a dary posłane od ojca, to jest niektóre owoce drzew, i miód, wonne i lekarstw przygodne maści, onej ziemi własne, oddali, widząc Józef, a ono Benjamin bojaźliwie jako owieczka stoi przed nim; wzruszyły się wnętrzności jego nad bratem z jednej matki, i chcąc go obłapać, jeszcze się wstrzymał, ledwie spytać mógł, jeśli zdrów ojciec ich a jeśli to ten jest najmłodszy, O którymeście mi opowiadali. Gdy rzekli, iż ten jest, on rzekł: Boże cię pomilui, synu miły. A mówiąc, łzy mu się z oczu cisnęły, tak iż uciekać do komory musiał i tam szaty i ziemię niemi polał, dziwując się dziwnym sprawom Boskim nad sobą domem swym. A tymczasem bracia jego szafarzowi pokornie wracali pieniądze za pierwsze zboże, mówiąc: Nie wiemy, kto je wło- żył W wory nasze. A szafarz mówili: Trudnoż Bogu to uczy- nić? pieniądze ja spełna mam, Bóg wasz ubogacił was, nie frasujcie się, wywiódł do nich Symeona brata ich z wię- zienia. Wyszedłszy do nich Józef, kazał ich na obiad prosić i tam ich jeszcze bardziej przestraszył, bo sadzając ich do stołu, jakoby niejaką wróżbę czynił. Postawiono srebrny kubek, który biorąc Józef w lewą rękę, palcem weń bił, a gdy za- brzmiał pierwszy raz, rzekł: Najstarszy między wami jest Ruben, niech pierwsze miejsce ma. Uderzył drugi raz w kubek i rzekł: Symeon po nim. I tak każdego mianował po linji rodzaju, aż do Benjamina. Tedy się bardzo polękłi, mówiąc: I myśli ten nasze pewnie zna, a podobno wie, iżeśmy brata jednego zgu- bili. Przy stole doznawając chęci ich ku Benjaminowi, dał mu W pięciornasób potraw więcej, patrząc, jeśliby się zazdrością nań nie poruszyli. Obiad był skromny i w on głodny czas nieprawie pański, bo nie przystało Józefowi, gdy ludzie głód wielki cierpieli, aby on kosztownie i rozkosznie używać miał. Po obiedzie odprawić ich a w wór Benjaminów kubek on swój, którym się zdał wróżyć, włożyć kazał. Skoro odjechali, gonił ich starszy domu Józefowego i wołał: Za dobre zielneście oddali, ukradliście kubek, w którym pan mój wróży i z którego pije, źleście uczynili. A oni bardzo przestraszeni, rzekli: Co mówisz, panie nasz? — myśmy pieniądze, o kłórycheś nie wiedział, do ciebie przynieśli, a teraz byśmy kraść mieli? U kogo się znajdzie, niech gardło da, a my wszyscy będziem niewolnikami pana twego. A on rzekł: Dobrze. I szukając, znalazł kubek u Beniamina. Z wielkiego frasunku wszyscy targać na sobie szaty poczęli. A Benjamin do każdego przy- klękając, sprawował się, mówiąc: Bóg ojców naszych wie, iżem O tern nie myślał, ani wiem, jako się to stało. A oni mu wiary nie dając, a na niego i matkę jego Rachelę i na Józefa brata narzekając, mówili: Matka wasza wszystko złe w dom nasz siać poczęła, brat twój chciał nam królem być i zginął, i tyś także złem dziecięciem został i naseś zgubił. I płacząc wrócili się do miasta. A gdy słanęli przed Józefem, sami się osądzili i dawali mu się już w niewolę wszyscy. A Józef mówił: Nie daj tego Boże, idźcie wszyscy wolni, a ten, u którego się kradzież zna- lazła, zostanie. O wielka cierpliwości i mądrości Józefowa, jako tak długo poznanie swe z nimi mógł odwłóczyć. Czynił to, aby więcej przyjaźni ich ku Benjaminowi doznał, na czem też cierpliwość swoją a mądrość niewymowną pokazał. A Ju- dasz, który był zaręczył Benjamina u ojca, wystąpił śmiało i powiedział, co się działo, jako go ojciec miłuje a jako umrzeć musi, jeśli go nie ogląda, żeby się zmiłował nad starością ojca ich a jego samego miasto młodzieńca wziął za niewolnika domu swego. Dopiero obaczy/ czas Józef, gdy go już ojcem i zdro- wiem jego zaklinali, którego on jako swą duszę czcił i miłował, a gdy też doznał uprzejmej braterskiej chuci ich ku Benjami- nowi i miłości ku ojcu, już się im oznajmić chciał. I każąc wszystkim obcym wynijść i głosem wielkim, pła- cząc, zawołał: Jam jest Józef, brat wasz, któregoście do Egiptu sprzedali; zdrówli jest ojciec mój stary? Na to słowo zamilkli a drżeć od strachu poczęli. A on mówił: Przystąpcie do mnie, braciszkowie moi, jam jest Józef, brat wasz, nie bójcie się; łakać była sprawa Boża, dla was tu jestem posłany, żebyście głodem nie pomarli, który jeszcze przez pięć lat potrwa, przez które orać i siać nikt nie będzie mógł; wola Boża była, abyście nie zginęli. I ulegając na każdym a obłapując ich, płakał a mówił: Oto mnie Bóg uczynił ojcem Faraonowym, patrzcie na sławę moją, pokwapcie się do ojca mego a tę mu nowinę powiedzcie; a jakoście mu wieść nieszczęśliwą o mojej śmierci przynieśli, tak tę wesołą nieście a powiedzcie mu, iż syn twój Józef żyw jest, a przywieźcie go do mnie. 0, jakie tam wesele było! 0, jaka po frasunkach odmiana przy onem poznawaniu! O jaka rozmowa a radość z płaczem zmieszana! Dowiedział się i król Faraon i dwór wszystek jego, iż bracia Józefowi przyszli, i rozkazał Józefowi, aby wszystek naród swój przeniósł do Egiptu a dał im co najlepszą ziemię. I nada/ im wozów, pieniędzy, koni, osłów, szat, posłał też i ojcu upominki bogate i odprawił ich, mówiąc: Nie frasujcie się ani wadźcie, ale bądźcie dobrej myśli w drodze. Gdy tedy przyjechali do ojca, powiedzieli mu nowinę oną niespodziewaną: Józef syn twój żyw i panuje we wszystkiej ziemi egipskiej. A Jakób jakoby się z twardego snu ocknął, jednak wierzyć im nie chciał. Ale gdy ujrzał wozy, konie i to, co posła/ Józef, ożył duch jego i rzekł: Dosyć mam pociechy, iż jest żyw Józef, syn mój; pójdę a oglądam go pierwej, niźli umrę. I jechał ze wszystkiem, co miał, nic nie zostawując, do Egiptu; narodu jego, synów, wnucząt i prawnucząt było osób siedmdziesiąt. A Józef mu zajechał drogę do miasta Heroum, i ujrzawszy go, pad/ na szyję jego i płakał. A ojciec stary mówił z płaczem: Już z weselem umrę, gdym oglądał twarz twoją. I z rozkazania królewskiego osadził ich w ziemi Gessen, S dobrze ich wszystkie potrzeby i dostatek opatrzył, a sam też królowi tern wierniej i pilniej służył, i zebrał mu wielki skarb i pieniądze za ono zboże, swego żadnego zysku i ubogacenia jako wierny sługa nie szukając. Pospolitemu tylko pożytkowi zgadzał, tak iż był słusznie od wszystkich nazwany &Stoi- mundi, to jest zbawiciel świata, bo prawie wszystek świat od głodu wybawił. A gdy Egipcjanom pieniędzy nie stało, dawali bydło za chleb, a gdy i bydła nie stało, dawali rolę i potem sarni siebie sprzedawali. I kupił Józef wszystek Egipt kró~ łowi, okrom ziemi kapłańskiej, bo kapłanom żywność dawano ze skarbu królewskiego i nie trzeba im byto swoich dzierżaw Sprzedawać. I uczynił takie postanowienie Józef z poddanymi a z królem, którego już były wszystkie role: aby piątą część urodzaju królowi dawali, a sami ze czterech żyli, na czem bardzo radzi przestali. A po śmierci ojca swego. gdy mu pogrzeb sprawił Józef i przeniósł ciało jego do grobu ojców jego, wracając się do Egiptu, bali się go bracia, aby się swojej starej krzywdy nad nimi po śmierci ojcowskiej nie mścił, i kłaniając się nisko, mówili: Ojciec nasz kazał ci to powiedzieć, abyś zapomniał złości braci twojej, i my prosimy, aby ten grzech nasz odpu- ścił słudze Bożemu, ojcu twemu, a myśmy są niewolnicy twoi. A Józef płacząc nad nimi, cieszył ich: Nie bójcie się, powiada, woli Bożej nie nożem się sprzeciwić; wyście o mnie źle myśleli, a Bóg to w dobre obrócił, aby mnie tak wyniósł na wyba- wienie od głodu wiela ludzi. Nie bójcie się, karmić ja was będę i dziatki wasze, nie odwlokłem ja pomsty, alem ją z serca wyrzucił dla miłego ojca mego, którego i po śmierci miłuję; bo jakobych i teraz na żywego patrzył, tęż mu powolność i po zejściu czynić chcę, co i za żywota. Ale i Pana Boga, który nie umiem, za świadka mam, iż nic wam nigdy złego myśleć nie chcę. I cieszył ich, łagodnie z nimi bardzo mówiąc. I mie- szkał w Egipcie z domem ojca swego. żył sto i dziesięć lat i patrzał na trzecie pokolenie, to jest na prawnuczęta swe. Siedmnaście lał w domu strawił, W nędzy i niewoli trzynaście, a w szczęściu i panowaniu ośm- dziesiąt. A umierając, mówił braci swojej: Po śmierci mojej nawiedzi was Pan Bóg i przywiedzie do ziemi, którą obiecał Abrahamowi, Izaakowi i Jakóbowi, i poprzysiągł ich, aby wzięli ze sobą kości jego z Egiptu. I to mówiąc, umarł, a pomazany maściami, w Egipcie jest pogrzebiony. Na którego cnoty my jako na wielkie i jasne pochodnie patrzymy, jaką miał wiarę i miłość ku Panu Bogu, posłuszeństwo ku starszym, cierpliwość W wielkich przygodach, wierność ku panom świeckim i pilność W posługach ich, czystość, pokusą wielką niezwyciężoną, mą- drość we wszystkich sprawach swoich, nieskwapliwość języka, szanowanie sławy bliźniego, łaskawość ku nieprzyjaciołom swoim, a nadewszystko bojaźń Bożą, któremu w szczęściu i nieszczęściu jednako służył a serca swego od niego nie od- dalił. Na te i na inne jego przykłady patrząc, poprawmy ży- wot nasz, przez Jezusa, Króla królujących, którego z Ojcem i z Duchem Świętym panowanie i moc i chwała im wieki wieków. Amen.